Jedną z rzeczy, których uczymy się jako małe dzieci jest to, że kłamstwo ma bardzo krótkie nogi i zawsze, wcześniej lub później wyda się, że z kimś nie byliśmy do końca szczerzy lub kogoś zwyczajnie okłamaliśmy. W dzieciństwie były to kłamstewka niewielkie, adekwatne do wieku dziecka i sposobu jego postrzegania świata. No bo które z nas choć raz nie okłamało rodziców, że to nie ono jest winne stłuczonego wazonu, wybitego okna w garażu czy jakiejś innej przewiny, choć tak naprawdę dobrze wiedzieliśmy kto nabroił? Zawsze mieliśmy nadzieję, że rodzice nam uwierzą, a nas ominie sroga gara w postaci zakazu oglądania telewizji czy wyjścia na boisko z kolegami. Pamiętamy również, że często rodzice nie dawali zwieść się naszym przekonywaniom i od razu wiedzieli, że to my winni jesteśmy całej sytuacji. Wtedy lepiej było się przyznać, niż nadal iść w zaparte i jeszcze bardziej sobie nagrabić.
Z bycia nieszczerym i zatajania faktów wiele osób wyrasta (na szczęście), jednak zawsze znajdą się jednostki, które politykę kłamania kontynuują od najmłodszych lat i w okresie dorosłości osiągają mistrzostwo w naginaniu faktów i zatajaniu prawdziwych informacji. Szczerze nie cierpię takich ludzi, dlatego jako kierownik ds. dystrybucji i logistyki Piekary Śląskie, zawsze staram się sprawdzić, czy nowy pracownik działu jest osobą godną zaufania, na której prawdomówności mogę polegać. Jak to sprawdzam? Zazwyczaj sztucznie kreuję jakąś sytuację, która ma pokazać jakim człowiekiem jest mój nowy podwładny i bacznie obserwuję jego zachowanie. Na szczęście większość moich pracowników zdaje ten egzamin na piątkę. Tych, którzy nie spełnili pokładanych w nich nadziei prawie od razu się pozbywam.
Zostaw odpowiedź